O mamusiu, ale wysoko – głównie to zdanie krążyło mi po głowie, w trakcie naszej wycieczki. Bałam się bardzo, bo nie dość, że jestem sporym tchórzem, to mam jeszcze lęk wysokości. I choć prawdopodobnie połowa z atrakcji mnie ominęła, to i tak było warto. Caminito del Rey, jest jak najbardziej godne polecenia! Nawet dla tych, co nie czują się pewnie na wysokościach.
Już po pierwszych kilkudziesięciu metrach wydałam z siebie westchnienie zachwytu. Tu jest pięknie! To była moja pierwsza reakcja. Szlak nie wydawał się też, taki groźny, jak przypuszczałam. Przynajmniej na razie. Szłam więc kładką, rozglądałam się na wszystkie strony i zachwycałam otaczającymi mnie widokami. Koleżanka wspomniała mi, że na szlaku jest jakiś mostek do przejścia i wygląda on dość groźnie, ale tym postanowiłam póki co się nie przejmować. Jak będzie trzeba, to i mostek przejdę.
Nogi mi się lekko ugięły, gdy pod kładką zamiast skał zobaczyłam przepaść. Od razu przeszłam bliżej prawej strony i chwyciłam za barierkę. Przyznam szczerze, że od tego momentu nie patrzyłam za wiele pod nogi, starałam się podziwiać widoki, ale ze strachu, nie widziałam zbyt wiele. Nie mniej, wciąż byłam zachwycona. I trochę przerażona. Na szczęście są fragmenty trasy (liczy ona sobie 7,7 kilometra), gdzie spaceruje się leniwie, ścieżką, nie idąc nad żadną przepaścią. Tam można się nieco uspokoić, doprowadzić oddech do normalnego rytmu, są nawet ustawione ławeczki, żeby odpocząć, napić się wody, czy zjeść kanapkę. Potem znów zaczynają się kładki i robi się coraz wyżej.
Prawda jest taka, że tylko na początku szlaku byłam wyluzowana. Potem mój strach wziął górę i całą trasę przeszłam na ugiętych nogach. Ale czy to ważne? Powoli szłam przed siebie, to się przecież liczy! Na widok mostku, o którym wspominała koleżanka zamarłam. Przeszło mi nawet przez myśl, że nie dam rady. Mostek nie był krótki, wisiał nad wielką przepaścią i wiatr bujał nim jak diabli. Rozważyłam opcję, przebiegnięcia ale jakoś nie mogłam poderwać się do tego biegu. Ostatecznie pokonałam tę przeszkodę, trzymając chłopaka kurczowo za rękę, oddychając głęboko i z uporem maniaka patrząc przed siebie. Było mi o tyle trudno, że dziewczyna idąca przede mną, w ogóle się nie bała i postanowiła sobie na środku mostu urządzić sesję zdjęciową. Nie byłam w stanie jej wyprzedzić, ani pospieszyć, więc sparaliżowana czekałam, aż zrobi sobie cudne selfie i będziemy mogli zejść z tego przeklętego mostu. Udało się! Tak na marginesie, nie myślcie sobie, że ten drewniany most na zdjęciu poniżej, to jest to, o czym piszę. Za nim ukrywa się ten groźny, bujający się, mrożący krew w żyłach.
Gdy przeżyłam mostek, już nic nie było mi straszne. Nie trzymałam się kurczowo prawej strony kładki, przeszłam na jej środek, czasami nawet zerkałam w dół. Ostatni fragment trasy był dla mnie najpiękniejszy. Bo pokonałam swój strach. Nasz spacer trwał niecałe dwie godziny, a dla mnie to była przygoda życia. Byłam zachwycona. Juan, któremu wysokości nie są straszne, uznał, że jest tu ładnie, warto na pewno odwiedzić to miejsce, ale nie był to dla niego żaden szał. Mile spędzone popołudnie i tyle. Dlatego stwierdzam, że ten szlak jest dla tych wszystkich, którzy się boją. Dla ludzi z lękiem wysokości, których przepaść potwornie przeraża. Dla nich będzie to wielka atrakcja i doskonały sposób, na pokonanie własnych słabości.
Jeśli ktoś z was się zdecyduje ruszyć szlakiem Caminito del Rey warto wiedzieć, że na miejsce należy przyjechać sporo przed czasem. Na początku, pojawia się pytanie gdzie zostawić samochód? Otóż od strony, gdzie rozpoczyna się szlak są dostępne dwa parkingi, jeden płatny (2€), drugi bezpłatny. Nieopodal miejsca, gdzie kończy się, również można zaparkować auto. I wtedy trzeba podjechać autobusem na początek trasy, co zajmuje mniej więcej pół godziny. Nie ważne, gdzie zaparkujemy auto, warto kupić bilet autobusowy, który kosztuje 1,55€. Szlak nie zatacza koła, więc albo w jedną stronę, albo w drugą będziemy potrzebowali podwózki. Po odstawieniu samochodu, trzeba przejść około 2,5 kilometra i dopiero wtedy, znajdziemy się na starcie naszej wędrówki. Jeśli spóźnicie się trochę, nic się nie stanie (przynajmniej tak było w okresie zimowym) i wejdziecie bez problemów, nie mniej warto być wcześniej. Dzieci poniżej ośmiu lat nie mogą brać udziału w tej eskapadzie i jest to surowo przestrzegane. Bilet kosztuje 10€, z przewodnikiem jest odrobinę drożej. Jeśli będziecie w okolicach Malagi, czy Rondy sprawdźcie dostępność biletów, bo bez wątpienia warto przejść tym szlakiem. Nie jest to przereklamowana atrakcja turystyczna.